Moja Córka Prowadziła Biznes w Piwnicy. Gdy Zeszłam na Dół, Zamarłam.
Znasz to uczucie, kiedy myślisz, że wiesz o swoim dziecku absolutnie wszystko? Ja też tak myślałam. Moja Zosia, lat 15. Wzorowa uczennica, artystyczna dusza, cicha woda. Taka, co to wraca ze szkoły, zamyka się w pokoju i rysuje w szkicowniku. Anioł, nie dziecko. Przynajmniej tak mi się wydawało do zeszłego wtorku.
Wtorek był dniem jak co dzień. Taki, wiecie, idealny na klasyczną codzienną wpadkę, która potem staje się rodzinną legendą. Ja na home office, w rozciągniętym dresie, z kubkiem kawy wielkości wiadra, próbowałam udawać, że pracuję. Zosia wróciła ze szkoły, rzuciła standardowe „cześć, jestem” i zniknęła w swoim pokoju. Cisza, spokój, sielanka. Aż do momentu, gdy usłyszałam ten dźwięk.
Niskie, jednostajne buczenie. Jakby ktoś w piwnicy próbował reanimować komara wielkości gołębia. Zignorowałam to. Może nowa pralka sąsiadów? Może lodówka wydaje ostatnie tchnienie? Ale buczenie nie ustawało. Wręcz przeciwnie, co jakiś czas milkło, by po chwili wrócić z tą samą, irytującą determinacją.
„Dobra, Ewa, rusz się” – powiedziałam do siebie. „Zanim coś wybuchnie”. Zeszłam na dół, minęłam pokój Zosi – cisza. Dziwne. Przecież to z jej okolic dochodził hałas. Zeszłam jeszcze niżej, w otchłań naszej piwnicy. Skrzypiące schody, zapach kurzu i starych gratów. I to buczenie, coraz głośniejsze.
I w tym momencie jeszcze nie wiedziałam, że schodzę prosto do jaskini lwa. A raczej… do jaskini nastoletniego smoka z maszynką do tatuażu.
Scena Zbrodni, Czyli Witajcie w “Zosia Ink”
Uchyliłam drzwi do ostatniego pomieszczenia w piwnicy, tego, w którym trzymamy stare meble i słoiki po babci. I zamarłam. To, co zobaczyłam, sprawiło, że kawa w moim żołądku zaczęła tańczyć polkę.
Moja córka, mój aniołek, siedziała na starym krześle podłączona do przedłużacza, który wił się po podłodze jak wąż boa. Na twarzy miała skupienie godne chirurga przeprowadzającego operację na otwartym sercu. W ręku trzymała coś, co przypominało maszynkę do tatuażu kupioną na AliExpress za trzy dolary. A przed nią, na rozklekotanym fotelu, siedział… Antek, syn sąsiadów z czwartego piętra. Chłopak miał na ramieniu świeżo wydziarany symbol Batmana, który wyglądał, jakby narysowało go dziecko z zamkniętymi oczami. W powietrzu unosił się zapach taniego środka dezynfekującego i… strachu. Mojego strachu.
Na stoliku obok leżały buteleczki z tuszem, jakieś waciki, a wszystko oświetlała lampka na biurko, którą Zosia dostała na komunię. To nie był biznes. To była scena z horroru o tężcu. Mój mózg przez chwilę odmawiał współpracy. Przetwarzał dane: córka, piwnica, maszynka, Antek, krzywy Batman. To wszystko brzmi jak początek najlepszej śmiesznej historii z życia, ale przysięgam, wtedy jedyne, co czułam, to chęć położenia się na podłodze i płakania.
Konfrontacja, Czyli “Mamo, To Nie Tak, Jak Myślisz”
„Zofia Maria Kowalska, co tu się, do jasnej cholery, dzieje?!” – mój głos zabrzmiał jak pęknięta trąba. Antek poderwał się z fotela, jakby zobaczył ducha, i z prędkością światła wybiegł z piwnicy, zostawiając za sobą tylko niedokończonego nietoperza i smugę zażenowania.
Zosia spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi, niewinnymi oczami. „Mamo, ja ci wszystko wyjaśnię. Ja tylko zbieram na studia”.
Na studia. Myślałam, że parsknę śmiechem. Moja córka, przyszła studentka medycyny w Londynie (takie miała marzenie), postanowiła sfinansować swoją edukację, prowadząc nielegalny, podziemny salon tatuażu dla kolegów z osiedla. Przedsiębiorczość – 10/10. Higiena i bezpieczeństwo – minus milion.
„Dziecko, czy ty wiesz, co to jest sterylizacja? Autoklaw? Choroby zakaźne?” – zasypałam ją pytaniami, a ona patrzyła na mnie, jakbym mówiła w obcym języku. Okazało się, że jej „sterylizacja” polegała na przetarciu igły wodą utlenioną. W tym momencie zrozumiałam, że stoję przed największym dylematem macierzyńskim w moim życiu. To była jedna z tych życiowych porażek, które uczą… tylko jeszcze nie wiedziałam, kogo i czego.
Miałam w głowie trzy opcje:
- Opcja A (Atomowa): Zrobić jej awanturę stulecia, zabrać sprzęt, uziemić do osiemnastki i zapisać na kurs szydełkowania. Bezpieczne, ale czy skuteczne?
- Opcja B (Strusia): Udać, że nic nie widziałam. Modlić się, żeby nikt nie dostał sepsy i żeby Antek nie pozwał nas za oszpecenie. Ryzykowne. Bardzo.
- Opcja C (Szaleństwo):… Pomóc jej. Ale tak na serio. Skoro ma talent i determinację, to może zamiast ją gasić, powinnam dać jej zapałki? Ale takie bezpieczne, z atestem.
Znasz to uczucie, kiedy wiesz, że to będzie katastrofa, ale i tak brniesz dalej? To byłam ja w tamtej chwili.
Finał, Którego Nikt Się Nie Spodziewał
Wybrałam opcję C. Tak, dobrze czytasz. Uznałam, że zakazany owoc smakuje najlepiej, a zdeterminowanej piętnastolatki z misją i tak nie powstrzymam. Zamiast tego, usiadłyśmy i zrobiłyśmy biznesplan.
Najpierw był wykład o bezpieczeństwie, który trwał trzy godziny i zawierał prezentację multimedialną ze zdjęciami najgorszych infekcji (polecam, działa na wyobraźnię). Potem zapisałam ją na profesjonalny kurs rysunku i na szkolenie z zasad higieny w studiu tatuażu. Pieniądze, które zarobiła na krzywym Batmanie i innych bohomazach, w całości poszły na zakup legalnego sprzętu i… małego, używanego autoklawu, który teraz stoi w piwnicy i wygląda jak rekwizyt z Gwiezdnych Wojen.
Zosia nadal nie może tatuować ludzi za pieniądze – jest za młoda. Ale może ćwiczyć. Na sztucznych skórach, na owocach, a czasem, pod moim czujnym okiem, na znajomych, którzy podpisują tonę oświadczeń. Jej Batman wygląda teraz o niebo lepiej.
A ja? Cóż, z matki-detektywa awansowałam na menedżerkę-konsultantkę do spraw sanitarnych. Czasem schodzę do piwnicy, patrzę na ten jej mały, teraz już bezpieczny kącik i myślę sobie, że rodzicielstwo to nieustanne gaszenie pożarów. Czasem jednak, zamiast wiadra z wodą, lepiej przynieść gaśnicę z certyfikatem i instrukcją obsługi.
I kto by pomyślał, że w moim wieku poznam różnicę między igłą typu round liner a magnum? No cóż, życie pisze najlepsze scenariusze. A ja teraz przynajmniej wiem, gdzie załatwić sobie dyskretny tatuaż na pięćdziesiątkę. Oczywiście, jak córka skończy osiemnaście lat. Bo zasady to zasady. Nawet w piwnicy.
Co o tym sądzisz?
Pokaż komentarze / Zostaw komentarz